Zerknęłam na zegarek. Była dopiero 11.30 a ja po treningu z
Calvanim miałam wielką ochotę na pracę. Zerknęłam na pastwisko gdzie szalały klacze i
szybko podjęłam decyzję.
Pobiegłam do stajni po uwiąz i po chwili prowadziłam już klacz w stronę lonżownika. Była czysta dlatego od razu mogłyśmy zająć pracę.
Wprowadziłam klaczkę do środka i zamknęłam bramkę potem odpięłam jej uwiąz. Baranquilla zaczęła szaleć. Galopowała we wszystkie strony i puszczała różne bryki rżąc radośnie. Stanęłam na środku i czekałam aż klaczka w miarę się uspokoi. Po chwili przeszła do kłusa a potem zatrzymała się przodem do mnie i patrzyła na mnie zaciekawiona z uszami nastawionymi w moją stronę.
Poleciłam jej ruszyć stępem co wykonała od razu. Szła równo wkoło mnie a ja zaczynałam żałować że nie wzięłam rękawiczek. Mróz dawał znać po moich rękach. Trudno, jakoś wytrzymam. Poprosiłam ją po paru kółkach o kłus. Wykonała go z lekkim ociągnięciem ale szła żwawo i miała dobrą postawę ciała. Pochwaliłam ją głosowo a potem prosiłam żeby zwalniała i znowu przyśpieszała. Klacz na początku nie robiła tego z wielką ochotą ale gdy przekonała się, że nie ma wyjścia i musi robić to o co ją proszę, zaczęła się przykładać. Miała dobrą równowagę i po kilku powtórzeniach zaczęła od razu reagować na polecenia.
Uśmiechnęłam się i pozwoliłam jej zrobić kółko w kłusie a potem zatrzymałam ją i dałam chwilkę przerwy. Podeszłam do tej części lonżownika gdzie były oparte drągi i rozłożyłam je na ziemi w jednym miejscu tak żeby klacz mogła je pokonać w stępie i kłusie.
Quilla bacznie obserwowała moje poczynania a potem zaciekawiona podeszła do drągów i zaczęła je obwąchiwać. Dałam je chwilkę na zapoznanie się z nimi a potem przywołałam do siebie i ponownie kazałam iść stępem. W tym chodzie bez problemu przechodziła przez drągi i widać że młoda czerpała z tego dużą radość.
Kiedy przeszła do kłusa i przechodziła przez nie z początku pogubiła nogi ale za drugim razem wyszło jej lepiej. Pochwaliłam ją głosowo i poprosiłam o zmianę kierunku, którą od razu quarterka wykonała. Zrobiła jeszcze kilka okrążeń w kłusie a potem zatrzymałam ją i przywołałam do siebie. Z początku klacz stała i nie ruszała się w moją stronę, ale wystarczyło trochę mojej cierpliwości i Quilla ruszyła w moją stronę zatrzymując się przede mną. Pogłaskałam ją po pyszczku i szyi a potem dałam znak do cofania. Jej pierwszą reakcją było położenie uszu ale po chwili zrobiła krok do tyłu a potem następny. Poklepałam ją i ponowiłam swoją prośbę. Tym razem klacz cofała się przez większy kawałek lonżownika dopóki nie pozwoliłam się jej zatrzymać.
Pogłaskałam ją znowu i przytuliłam się do niej a potem przypięłam uwiąz i zaprowadziłam znowu na padok. Gdy ściągnęłam jej kantar pognała od razu do reszty klaczy a ja poszłam do domu zagrzać się przy kominku.
Pobiegłam do stajni po uwiąz i po chwili prowadziłam już klacz w stronę lonżownika. Była czysta dlatego od razu mogłyśmy zająć pracę.
Wprowadziłam klaczkę do środka i zamknęłam bramkę potem odpięłam jej uwiąz. Baranquilla zaczęła szaleć. Galopowała we wszystkie strony i puszczała różne bryki rżąc radośnie. Stanęłam na środku i czekałam aż klaczka w miarę się uspokoi. Po chwili przeszła do kłusa a potem zatrzymała się przodem do mnie i patrzyła na mnie zaciekawiona z uszami nastawionymi w moją stronę.
Poleciłam jej ruszyć stępem co wykonała od razu. Szła równo wkoło mnie a ja zaczynałam żałować że nie wzięłam rękawiczek. Mróz dawał znać po moich rękach. Trudno, jakoś wytrzymam. Poprosiłam ją po paru kółkach o kłus. Wykonała go z lekkim ociągnięciem ale szła żwawo i miała dobrą postawę ciała. Pochwaliłam ją głosowo a potem prosiłam żeby zwalniała i znowu przyśpieszała. Klacz na początku nie robiła tego z wielką ochotą ale gdy przekonała się, że nie ma wyjścia i musi robić to o co ją proszę, zaczęła się przykładać. Miała dobrą równowagę i po kilku powtórzeniach zaczęła od razu reagować na polecenia.
Uśmiechnęłam się i pozwoliłam jej zrobić kółko w kłusie a potem zatrzymałam ją i dałam chwilkę przerwy. Podeszłam do tej części lonżownika gdzie były oparte drągi i rozłożyłam je na ziemi w jednym miejscu tak żeby klacz mogła je pokonać w stępie i kłusie.
Quilla bacznie obserwowała moje poczynania a potem zaciekawiona podeszła do drągów i zaczęła je obwąchiwać. Dałam je chwilkę na zapoznanie się z nimi a potem przywołałam do siebie i ponownie kazałam iść stępem. W tym chodzie bez problemu przechodziła przez drągi i widać że młoda czerpała z tego dużą radość.
Kiedy przeszła do kłusa i przechodziła przez nie z początku pogubiła nogi ale za drugim razem wyszło jej lepiej. Pochwaliłam ją głosowo i poprosiłam o zmianę kierunku, którą od razu quarterka wykonała. Zrobiła jeszcze kilka okrążeń w kłusie a potem zatrzymałam ją i przywołałam do siebie. Z początku klacz stała i nie ruszała się w moją stronę, ale wystarczyło trochę mojej cierpliwości i Quilla ruszyła w moją stronę zatrzymując się przede mną. Pogłaskałam ją po pyszczku i szyi a potem dałam znak do cofania. Jej pierwszą reakcją było położenie uszu ale po chwili zrobiła krok do tyłu a potem następny. Poklepałam ją i ponowiłam swoją prośbę. Tym razem klacz cofała się przez większy kawałek lonżownika dopóki nie pozwoliłam się jej zatrzymać.
Pogłaskałam ją znowu i przytuliłam się do niej a potem przypięłam uwiąz i zaprowadziłam znowu na padok. Gdy ściągnęłam jej kantar pognała od razu do reszty klaczy a ja poszłam do domu zagrzać się przy kominku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz